niedziela, 6 lipca 2014

[Ola]
Gdzie jest moja cierpliwość?

            Kurs koronczarstwa rozpoczęłam z wielkim entuzjazmem. Pierwszego dnia po starciu "Ola kontra klocki" wynik wynosił 1:0. Drugi dzień też nie był najgorszy. Stwierdziłam nawet, że to chyba duch mojej babci odradza się we mnie, bo babcia Waleria zawsze zręczne ręce miała i robótek wiele wydziergała oraz wyhaftowała. Jednak haft krzyżykowy i robótki na szydełku to jedyne techniki rękodzielnicze, które jestem w stanie w pełni opanować. Moje nadzieje na naukę koronki klockowej stały się płonne, gdy podczas trzeciego dnia kursu miałam zrobić tzw. siekankę. Niby prosta rzecz, którą wykonuje się jako wypełnienie elementów we wzorze, a mimo to miałam z nią najwięcej problemów.
Zazwyczaj bardzo ambitnie podchodzę do nowych wyzwań, ale dziś nawet nie motywował mnie już duch rywalizacji z pozostałymi koleżankami uczącymi się technik wyplatania koronki. Zaczęłam swoją robótkę wcześniej, a wciąż niemal stałam w miejscu. Nitki w pewnym momencie zaczęły się plątać i znów trzeba było rozpleść kilka przerobionych rzędów. Pani Ewa zawsze przybywała mi z pomocą. Nawet Ina zaangażowała się w moją robótkę i wyplotła kilka eleganckich rzędów. Postanowiłam znów spróbować. Jeden rządek, drugi, trzeci, a w czwartym znów wychodzi błąd, który zrobiłam w drugim rzędzie. Poddaję się, tracę cierpliwość, zapał i chęć. Koronczarką to ja chyba nigdy nie zostanę. Tłumaczę sobie to tym, iż lud Żuławski w ogóle nie trudnił się żadnymi technikami hafciarskimi, tkackimi czy koronkarskimi, dlatego też mi jako Żuławiance trudno sobie przyswoić tak trudne rzemiosło. Koniec kropka! ;)

Koronczarki z kursu lipcowego w 2014 r., fot. K. Dziubata



Praca koronczarek, made by K. Dziubata


[Karolina Dziubata]
Siekanka – kasza i jajeczko

Etnolog też człowiek i odpocząć sobie musi. Na dzisiaj nie miałam umówionego żadnego wywiadu, dlatego też postanowiłam spać bez budzika, żeby pełna energii i wigoru kontynuować warsztat koronczarki. Pani Ewa zaplanowała na dzisiaj siekankę (jak powiedziała jedna z informatorek – koronka wykonana takim splotem wygląda jak siekana kasza) i jajeczko. Niestety jajeczka nie udało mi się wykonać, ponieważ razem z Iną poszłam na wywiad do jednej z bobowskich koronczarek mieszkającej przy rynku.
Potem dalszy ciąg kursu, po którym mogę powiedzieć, że zarówno koronkowe klocki, jak i dłonie skupionej koronczarki są bardzo wdzięcznymi obiektami do fotografowania. W przerwie między jedną siekankową pomyłką, a drugą nie mogłam powstrzymać się od uwieczniania koronkowej pracy etnologów, a poniżej efekt tego.

 Dłonie mentorki, fot. K. Dziubata

 Etnolog przy pracy, fot. K. Dziubata

Góra, dół, dół, góra... fot. K. Dziubata 

 Klocki, fot. K. Dziubata

 Siekanka, fot. K. Dziubata

Zmiana scenerii, fot. K. Dziubata

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz