Gdzie
jest moja cierpliwość?
Kurs
koronczarstwa rozpoczęłam z wielkim entuzjazmem. Pierwszego dnia po starciu "Ola
kontra klocki" wynik wynosił 1:0. Drugi dzień też nie był najgorszy.
Stwierdziłam nawet, że to chyba duch mojej babci odradza się we mnie, bo babcia
Waleria zawsze zręczne ręce miała i robótek wiele wydziergała oraz wyhaftowała.
Jednak haft krzyżykowy i robótki na szydełku to jedyne techniki rękodzielnicze,
które jestem w stanie w pełni opanować. Moje nadzieje na naukę koronki
klockowej stały się płonne, gdy podczas trzeciego dnia kursu miałam zrobić tzw.
siekankę. Niby prosta rzecz, którą wykonuje się jako wypełnienie elementów we
wzorze, a mimo to miałam z nią najwięcej problemów.
Zazwyczaj bardzo ambitnie
podchodzę do nowych wyzwań, ale dziś nawet nie motywował mnie już duch
rywalizacji z pozostałymi koleżankami uczącymi się technik wyplatania koronki.
Zaczęłam swoją robótkę wcześniej, a wciąż niemal stałam w miejscu. Nitki w
pewnym momencie zaczęły się plątać i znów trzeba było rozpleść kilka
przerobionych rzędów. Pani Ewa zawsze przybywała mi z pomocą. Nawet Ina
zaangażowała się w moją robótkę i wyplotła kilka eleganckich rzędów.
Postanowiłam znów spróbować. Jeden rządek, drugi, trzeci, a w czwartym znów
wychodzi błąd, który zrobiłam w drugim rzędzie. Poddaję się, tracę cierpliwość,
zapał i chęć. Koronczarką to ja chyba nigdy nie zostanę. Tłumaczę sobie to tym,
iż lud Żuławski w ogóle nie trudnił się żadnymi technikami hafciarskimi,
tkackimi czy koronkarskimi, dlatego też mi jako Żuławiance trudno sobie przyswoić
tak trudne rzemiosło. Koniec kropka! ;)
Koronczarki z kursu lipcowego w 2014 r., fot. K. Dziubata
Praca koronczarek, made by K. Dziubata
[Karolina
Dziubata]
Siekanka
– kasza i jajeczko
Etnolog też człowiek i
odpocząć sobie musi. Na dzisiaj nie miałam umówionego żadnego wywiadu, dlatego
też postanowiłam spać bez budzika, żeby pełna energii i wigoru kontynuować
warsztat koronczarki. Pani Ewa zaplanowała na dzisiaj siekankę (jak powiedziała
jedna z informatorek – koronka wykonana takim splotem wygląda jak siekana
kasza) i jajeczko. Niestety jajeczka nie udało mi się wykonać, ponieważ razem z
Iną poszłam na wywiad do jednej z bobowskich koronczarek mieszkającej przy
rynku.
Potem dalszy ciąg
kursu, po którym mogę powiedzieć, że zarówno koronkowe klocki, jak i dłonie
skupionej koronczarki są bardzo wdzięcznymi obiektami do
fotografowania. W przerwie między jedną siekankową pomyłką, a drugą nie mogłam
powstrzymać się od uwieczniania koronkowej pracy etnologów, a poniżej efekt
tego.
Dłonie mentorki, fot. K. Dziubata
Etnolog przy pracy, fot. K. Dziubata
Góra, dół, dół, góra... fot. K. Dziubata
Klocki, fot. K. Dziubata
Siekanka, fot. K. Dziubata
Zmiana scenerii, fot. K. Dziubata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz