środa, 9 lipca 2014

Cztery osiemnastki tylko w moim samochodzie....

[Kasia & Marta]

            Autobus do Siedlisk wyjeżdżał z Bobowej o godz. 9.25. Na tę niedaleką wyprawę wybrałyśmy się razem z Iną i Karoliną. Przyjaźnie nastawiony kierowca obiecał nam wskazać miejsce, w którym powinnyśmy wysiąść i rozpocząć piąty dzień badań nad koronką klockową. Wszystko wydawało się proste: miałyśmy umówiony wywiad na 10:00 i wytłumaczone dojście do domu informatorki. Na pewniaka wyszłyśmy więc z busa, myśląc, że bez problemu odnajdziemy drogę. Pożegnałyśmy się z dziewczętami i dziarsko ruszyłyśmy przed siebie. Niestety, w złym kierunku. Siedliska są wsią z bardzo skomplikowanym założeniem urbanistycznym, a numery domów wydają się być rozlokowane na chybił-trafił. Poszukiwany przez nas numer 145 mógł równie dobrze sąsiadować z numerem 236, jak i 35. W akcie desperacji wzięłyśmy koło ratunkowe „telefon do informatorki” i po chwili wiedziałyśmy jak daleko od celu jesteśmy. Nie załamałyśmy się wtedy jeszcze i ruszyłyśmy naprzód. Po przejściu kilometra, nie napotykając żywej duszy, zauważyłyśmy mały wiejski sklepik. Wiedząc, iż panie sklepowe są najlepiej poinformowanymi osobami, zapytałyśmy o drogę. Mina sprzedawczyni mówiła sama za siebie. Po kilkukrotnym upewnieniu się, że mówimy o tej samej osobie, współczującym tonem oświadczyła, że przed nami długa droga: prosto, prosto, do białego domku, za nim w lewo, w dół, prosto i na lewo... Droga nie tylko długa, ale też skomplikowana, więc przydała się nam mapka, którą Pani Sklepowa narysowała nam na odwrocie paragonu. Tylko dzięki niej, spóźnione o jedyne pół godziny, dotarłyśmy na miejsce W drodze powrotnej miałyśmy więcej szczęścia i po kilku krokach złapałyśmy stopa: czarne BMW, pan bez koszulki i dudniące z głośników „Cztery osiemnastki w moim samochodzie”. Jak nie kochać Bobowej?
            Dzień jednak się nie skończył i czekały nas kolejne wyzwania. Wywiad z Małgosią, młodą koronczarką, która zdecydowanie odrzuca tradycyjne formy na rzecz użytecznych, nowatorskich przedmiotów. Na koniec dnia zaś rozmowa z panią Zosią, która pokazała nam masę starych wzorów po cioci, a także piękne klocki, które wykonał dla niej tata. Chciałyśmy przeprowadzić jeszcze jeden wywiad, ale mąż potencjalnej respondentki poinformował nas, że (cytując): „jest odmowa”.

            Niestety, dziś był także ostatni dzień warsztatów koronczarskich. Mimo że nie udało się żadnemu z kursantów zrobić serwetki i tak z dumą podziwialiśmy nasze rękodzielnicze dokonania. Każdy znalazł swoje powołanie: jedni woleli wykonywać siekankę, inni płócienko, jeszcze inni listeczek. Ja zaś – Marta -  stałam się niekwestionowaną mistrzynią plątania nitek. 

 Chwalipięta, fot. K. Andrzejkowicz

Wzór starej serwety klockowej, fot. K. Andrzejkowicz 

 Koronka wykonana przez panią Zofię, fot. K. Andrzejkowicz

 Paragonowa mapa Siedlisk, fot. K. Andrzejkowicz
Ogromny wałek p. Zofii, fot. K. Andrzejkowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz