piątek, 4 lipca 2014

[Kasia]
Koronko witaj!!!

Pociąg wyruszał z mojego rodzinnego miasta o 4:48. Przede mną długa, bo 12-godzinna jazda pociągiem. Potem dwie przesiadki, by ostatecznie dostać się do Bobowej, gdzie rozpoczniemy nasze poszukiwania koronki klockowej. Dopiero w Poznaniu dosiadła się do mnie reszta ekipy - „ryjków badawczych”. Jeszcze nikt wtedy specjalnie nie myślał o czekającej nas pracy, a raczej o posesyjnym wypoczynku. W drodze wszyscy czytali teksty o historii koronki klockowej by w końcu przygotować się do nadchodzących badań.
Gdy w końcu udało nam się dotrzeć do upragnionej Bobowej, czekały tam już na nas koleżanki z Lublina. Miejsce, w którym mieszkamy okazało się być w centrum miasta, przy samym Rynku, skąd blisko do wszelkich ważnych miejscowych punktów, czyli np. synagogi, Centrum Kultury, szkoły, cmentarza, no i oczywiście sklepów.
Kiedy już rozgościłyśmy się w naszym 4-osobowym pokoju, ruszyłyśmy wraz z Martą na rozmowę z panią Ewą Szpilą by umówić się z nią na rozmowę. Jest ona jedną z tutejszych koronczarek, która od jutra będzie uczyła nas tej trudnej umiejętności. Pani Ewa (jak i wszyscy członkowie jej rodziny) z chęcią pomogła nam zlokalizować większość tutejszych koronczarek oraz osób powiązanych z tym rzemiosłem. Dzięki temu wydaje nam się, że mamy tutaj naprawdę wiele do sprawdzenia.
Póki co, staramy się poznać tutejsze miasteczko, które wywarło na mnie ogromne wrażenie swoim przepięknym wyglądem i malowniczymi widokami. Jednak najbardziej nie mogę się doczekać jutrzejszych warsztatów koronki klockowej, których umiejętność wyrabiania wydaje się dla mnie niemożliwa do nauczenia.
 W drodze do Bobowej, fot. A. Paprot

 Malownicze pejzaże w okolicach Bobowej, fot. A. Paprot

Trud 12-godzinnej podróży widać na zmęczonych twarzach, fot. A. Paprot

[Sylwia]
Jedziemy do Bobowej!

4:30 zadzwonił budzik. Automatycznie wcisnęłam drzemkę. Kolejny alarm 4:40. Zebrałam się w sobie, powoli wstałam z łóżka. Potem potoczyło się szybciej. Nocna kawa, ostatnie szpargały wrzucone do torby i w drogę. Najpierw pieszo przez małe ojczyste miasteczko, potem 30 km busem na północ do Lublina. Dalej MPK-iem. Z dworca PKP na PKS. I wreszcie 7:50 autobus relacji Lublin-Krynica Zdrój. Wsiadłam, a ze mną dr Tymochowicz i mgr Badach i 317 km przed nami. Mała dezorientacja komunikacyjna w Grybowie, zażegnana przez kierowcę busa, który oznajmił, że jedzie do Bobowej, po czym dodał, iż w tych busach na darmo szukać bagażnika. Koniec końców, różnorakimi środkami lokomocji dotarliśmy do celu podróży – miasteczka położonego wśród niezmierzonej liczby przepięknych wzniesień, pokrytych nieziemsko pięknymi lasami.
W Bobowej powitała nas koronczarka, niczym Wenus wyłaniająca się co chwilę spod spienionej wody rynkowej fontanny.
 Wieża kościoła w Bobowej, fot. A. Paprot

 Fontanna z figurą koronczarki w Bobowej, fot. A. Paprot

Koronka klockowa wyeksponowana w restauracji "Galicjanka", fot. A. Paprot

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz