Idziemy, ponad miasteczkiem i ponad polami. Kłódka, łańcuch, trawa zielona, szum drzew, w dole rzeczka jak wstążka, widoki na przyszłość?
Budyneczek ze sraczkowatymi drzwiami, spod warstwy farby widać kontury gwiazdy Dawida. Niby jest a jej nie ma. W środku duszno, szaro, setki karteczek z prośbami, na parapecie małego okna długopis i skrawki tektury - w razie nagłej potrzeby, by prośbę oddać cadykowi.
Szumią drzewa, faluje zboże usiane chabrami, wracamy do miasteczka, niby dumnego z koronek. Koronki - produkt bezpieczny, nieobciążony pamięcią.
Oddaję klucze ("całuję rączki pani doktor"), odbieram swój dowód, muzyczka gra, kolejny klient czeka na nową fryzurę, nie ma czasu sprzątać po poprzednich, ruch w interesie.
Ze starej żydowskiej zabudowy został jeden budynek, a nieśmiała tabliczka przed nim informuje kto tu mieszkał kiedyś...
Idę kupić upatrzone spodnie.
Południowa pierzeja bobowskiego Rynku, fot. A.W.Brzezińska
Droga do nieba, fot. A.W.Brzezińska
Ochel, fot. A.W.Brzezińska
Ratunkowy długopis, fot. A.W.Brzezińska
Po prośbie, fot. A.W.Brzezińska
Z Widokiem na rzeczkę, fot. A.W.Brzezińska
Klucze, fot. A.W.Brzezińska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz