sobota, 12 lipca 2014

Alarm powodziowy

[Ola]

Godzina 6.51. Z łóżka zrywa mnie wyjąca przeraźliwie syrena z miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej. Syrena wyje długo. Wybudzona nagle ze snu, czuję się jakby miała zacząć się III wojna światowa. To chyba wrodzona trauma po moich przodkach...
Od wczorajszego popołudnia nieustannie padał deszcz - o szyby deszcz dzwonił, deszcz dzwonił, ale letni. Podczas nocy, dotychczas spokojne i leniwe potoki i strumyki zmieniły się w rwące i wzburzone rzeki. Od godziny 5.00 rano w miejscowym Urzędzie Miasta rozpoczął działanie sztab przeciwpowodziowy, a woda w pobliskiej rzece Biała wciąż zwiększała swój poziom. 
Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłyśmy z Anką rano, było sprawdzenie informacji na lokalnym portalu. Zdjęcia zamieszczone na nim nie wyglądał dobrze. Do torów, po których mieliśmy wracać z niedzielę do Poznania, niebezpiecznie zbliżała się woda, grożąc im podmyciem. Sytuacja była patowa. Deszcz nadal padał, a Violka z Kasią, Karoliną, Martą i Iną musiały iść robić zdjęcia nawet do dość odległych od naszego noclegu miejsc. Żadna z nich nie wróciła sucha do naszej bazy. Zaczęłyśmy już snuć wizję pozostania w Bobowej na zawsze i wskrzeszenia Spółdzielni Koronka - Bobowa.
Po godzinie 17.00 pojawiło się światełko w tunelu. Niebo zaczęło się przejaśniać, już tylko mżyło. Postanowiłyśmy z Anką pójść nad rzekę Białą i ocenić poziom wód wokół Bobowej. Przemierzając pobliskie mostki jednogłośnie orzekłyśmy, że sytuacja na Białej stabilizuje się. Wody zaczęły powoli opadać. Jest nadzieja na powrót!

 Rzeka Biała wylewa, fot. A.W. Brzezińska

 Czy jutro pociąg tędy przejedzie?, fot. A.W. Brzezińska

Uciekający przed powodzią winniczek, fot. A.W. Brzezińska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz